Polecamy w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” artykuł Tomasza Horbowskiego „Wspólna opowieść”, gdzie kilka zdań poświęcono naszym działaniom na Wschodzie (ostatni akapit). Artykuł otwiera nową serię „TP” „Polska się liczy”, która ma pokazać „od kuchni” polską politykę zagraniczną.
Fragment:
Normalność, nie nuda
Co odróżnia białoruskie i ukraińskie organizacje pozarządowe? Te pierwsze musiały zejść do podziemia i działać jak partyzanci, bo szkodzą „oficjalnej” Białorusi. Działają tak od piętnastu lat. Udało im się stworzyć alternatywną przestrzeń kultury, sztuki i jakąś namiastkę alternatywnego społeczeństwa. Z Ukraińcami jest trudniej. Gdy pytam Wiktora o wsparcie lokalnych władz dla organizowanych przez niego festiwali, mówi, że „miasto ich nie zauważa”. Paweł Laufer, który ostatnio opublikował „Raport o stanie kultury i NGO w Ukrainie”, mówi, że jak spotyka się z Ukraińcami, to oni wciąż narzekają na swój trzeci sektor.
– Wspólnie z Ukraińcami doszliśmy do wniosku, że być może wynika to z pozycji państwa: nie jest wrogiem, nie przeszkadza w działaniu, ale też nie pomaga – mówi Paweł Laufer. A Europa i Polska coraz wyraźniej przestały się nimi interesować. Więc tkwią w ukraińskiej ambiwalencji.
Wiktor nazywa jazzowe festiwale „małymi kulturalnymi rewolucjami”. – Do tej roboty trzeba mieć cierpliwość i dużo wytrwałości, ale się udaje – mówi.
Gdy Paweł na wydanie ukraińskiego raportu dostał dwa razy mniej pieniędzy niż dwa lata wcześniej na podobny raport o Białorusi, to dorzucili się do niego sami Ukraińcy.
Marek Iwaszczyszyn, dyrektor lwowskiego Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga”, zapytał wprost: „Jak mam promować ten raport na Ukrainie, jeżeli nie został wydany po ukraińsku?”. Zadzwonili więc do zaprzyjaźnionego wydawnictwa i za reklamę na ostatniej stronie wydrukowali papierową wersję.
Przez ostatnie lata na Ukrainie pojawiły się lokalne inicjatywy, których celem było chociażby ocalenie zabytków Lwowa czy Kijowa, działanie na rzecz walki z kłusownictwem na jeziorach wokół Talnego (miasto w centralnej Ukrainie), czy na rzecz rowerzystów w Tarnopolu. W Bereżanach, niewielkim miasteczku w okolicach Tarnopola, grupa entuzjastów założyła stowarzyszenie Ridne Misto, które działa na rzecz lokalnej społeczności. Organizuje festiwale, spacery po mieście, kiermasze książek i pomoc dla uboższych mieszkańców. Takich pomysłów na Wschodzie jest dużo.
Laufer przekonuje, że dawno odkrył, iż „spotyka się z ludźmi, którzy robią coś na europejskim poziomie bez kompleksów”. I to jest chyba najważniejsze odkrycie. Bo ferment na Wschodzie pokazuje, że jego mieszkańcy mają świadomość swojej podmiotowości, także wobec zagranicznych partnerów, z którymi współpracują. A Europę Wschodnią trzeba „odczarowywać”, bo okazuje się, że jest ona normalna, nie mistyczna. Co wcale nie przeszkadza w tym, by się nią zachwycać.